A w sumie..
Kilka tych naramienników poszło. Mi dano na molo i tyle pamiętam.
Pierwsze naramienniki jakie dałem były kameralne, w zasadzie 4 osoby. Dwóch opiekunów, dwóch próbantów (tak jakoś się złożyło, że dwie pierwsze sytuacje, to były duety). Spontaniczny alarm, nie wiadomo po co, nikogo nie ma, bez żadnych tłumaczeń się opiekun zakłada chustę na oczy. Przez wyznaczony odcinek (miasto, noc, samochody, etc) opiekun prowadzi "ślepego" nie dotykając, jedynie kierując go słowami. Ten motyw z "ślepcem" stał się już... obrzędem dla "moich zakończeń prób wędrowniczych" i osoby, które u mnie zakończyły próbę kontynuują tą "tradycję". A, jest jeszcze jedna z szyciem naramiennika, tyle że ten element jest czasem tydzień przed nadaniem (noo, gdzie tak od razu?) albo tuż przed (na zaskoczenie, bo niektórzy mają tak, a niektórzy tak). Dostają naramiennik i mają go obszyć, tyle że to nie będzie ich (bo ja swój daję jako opiekun, a ten nowy zakładam sobie).
Miejsca bywały różne.. pierwsze były przy grobie Siwego Sokoła (twórca harcerstwa ostrowskiego) 2 osoby, nad pewnym jeziorkiem (dla drużyny miejsce obrzędowe) 2 osoby, na stadionie (hehe, to było jedno z ciekawszych) 4 osoby, przy wschodzie słońca na molo 1 osoba, w lesie 3 osoby (ale w różnych czasie

), noo trochę tego było.
I tak jak wspominałem, że zaczynałem kameralnie ten obrzęd, tak teraz właśnie stawiam (ktoś już wyżej o tym wspominał..) na wspólnotę, na świadomość że wędrownicy w jednym, tym samym hufcu powinni być wspólnotą, bez względu na kolorki na chuście.