Tylko problem jest taki, że ten system specjalności działa od lat i niestety jak wiemy ZHP zaczyna stawać się organizacją niszową. Możemy sobie mówić, że idziemy na jakość nie na ilość, ale o tym też było w ZHP24.
Więc może czas się zastanowić czy nie trzeba by zmieniać ZHP, a jeśli tak, to jak?
Nie zgodzę się z Tobą, że miesiąc to za mało, miesiąc to bardzo dużo czasu, jeśli się do tego dobrze przygotujesz. Jak wejdziesz na
www.hsr.zhp.pl to znajdziesz program kursu podstaw pierwszej pomocy, rozpisanego na mniej niż 8 godzin, czyli 4x2h.
I kto powiedział, że co roku nie można robić czegoś z tego zakresu, tylko w nowej formie?
Pamiętaj, jak ktoś nie chce to szuka powodu, jak ktoś chce, to szuka sposobu.
Wypadki masowe, katastrofy, hmm, od kilku lat twierdze, że harcerze są leniwi w swoich pomysłach, jak słyszę, że na kursie była symulacja wypadku lotniczego to dostaje wysypki.
"Medycyna katastrof" to jeden z całkiem osobnych działów medycyny, bo zasady tam panujące są inne.
Z twojej działki, to tak jak z taktyką czerwoną, i tu też odniosę się do tego, że w obronnych uczy się przez pomaganie na polu walki. Inne zasady, nieprzydatne w normalnych zachowaniach. Prosty przykład, dopuszczenie do stosowania opaski zaciskowej, tam jest świetnym rozwiązaniem, można kupić specjalne opaski dla jednostek, tylko w warunkach cywilnych jest to niedopuszczalne.
Ale oczywiście, można robić np. ćwiczenia gdzie będzie to symulacja wypadku masowego, ja ostatnio robiłem coś takiego na pociągu, tylko trzeba sobie zdawać sprawę, że nie sprawdzi się wtedy dokładnie wiedzy z zakresu zwykłego udzielania pomocy, tylko inne aspekty.
A o praktycznej możliwości wykorzystania harcerzy w takich działaniach przemilczmy.
Dlatego też uważam, że potrzebne są silne i mądrze działające inspektoraty, bo w porównaniu z Wami, ja o obronie (tylko właśnie, co to jest, bo na studiach uczą mnie o terroryzmie, anatomii konfliktów itd., ale nie potrafię się odnaleźć ) nie mam pojęcia,
Po to są potrzebne silne i MĄDRE inspektoraty, by ktoś takiemu drużynowemu powiedziałby nie uczył harcerzy takich zachowań, jak to, co napisałem kilka postów temu. Albo by mu może powiedzieli, że jak prowadzi się zajęcia strzeleckie to ma strzelać do tarcz okrągłych, a nie takich z sylwetką ludzi, bo my wychowujemy, a nie uczymy młodych ludzi zabijania innych ludzi.
I tu jest moim zdaniem ogromne pole dla inspektoratów, przygotować tak program w specjalnościach, by drużynowy zgłosił do chorągwi, że w tym miesiącu chce pokazać drużynie specjalność żeglarską i jest to z nim robione.
I tu jest właśnie to, co powiedziałeś o kształceniu.
Tylko widzisz, ja mówię, że trzeba się zastanowić nad kształtem specjalności, Ty mówisz, o tym, że inspektorat (wole to niż drużyny) mógłby kształcić, ale z 2 strony twierdzisz, że specjalność jest, ma swoje miejsce, program itd. i nie muś nic zmieniać.
A i to, co ja wymieniłem to tylko luźno rzucone przykłady.
Maciek P pisze:Nie rozumiemy się, bo patrzysz na specjalności utylitarnie, doszukując się ich przydatności w działaniu. Tymczasem utylitarność nie jest podstawowym zadaniem harcerstwa (tu powołam się na tekst hm Marka Gajdzińskiego "Służba społeczna, czy wychowanie?" z zethaerowskiej "Pobudki"). Podstawowym zadaniem (nie celem, tylko zadaniem

) harcerstwa jest wychowanie. Działanie takie, czy inne jest środkiem do celu. To co robi HSR jest środkiem do celu, jakim jest wychowanek ukształtowany w sposób określony Prawem Harcerskim. To, co robi HSP, HSG i HSRD jest środkiem do celu, jakim jest wychowanek ukształtowany w sposób określony Prawem Harcerskim. To, co robią żeglarze jest środkiem do celu, jakim jest wychowanek ukształtowany w sposób określony Prawem Harcerskim.
Jest coś takiego jak zasada brzytwy Ockhama „istnień nie należy mnożyć ponad potrzebę” lub inaczej „Bytów nie mnożyć, fikcji nie tworzyć, tłumaczyć fakty jak najprościej”, lub po łacinie, bo co po łacinie to brzmi mądrze: „Non sunt multiplicanda entia sine necessitate”
Bo może to być marnowanie dużego potencjału i energii. I właśnie, dlatego ja sobie zadaje pytanie, po co?
A co do drużyn specjalnościowych, a pracy ze specjalnością, problem w obecnym systemie jest taki. Mamy drużyny, które często szukają ludzi w szkołach itp. I przychodzi taki człowiek, mówi, że jest z drużyny ratowniczej i zaprasza na zbiórkę do ZHP. Wiadomo, jakie będzie podejście części ludzi i co pomyślą o ZHP, a kto najszybciej skorzysta z oferty? Osoba, która uzna, „OOOO, może to będzie moja pasja, sprawdzę się, to na pewno fajne zajęcie” czy może taki, co to uzna, że będzie biegał w czerwonym kombinezonie i ratował świat?
Czy nie lepiej zrobić to trochę inaczej, pokazywać różne specjalności, prowadzić ogólny rozwój. Bo potem za 30lat jak już Polska będzie potęgą kosmiczną, to my będziemy mogli się pochwalić, że nasz kosmonauta, który pierwszy lądował na Marsie, miał pod kombinezonem naszywkę swojej drużyny i przygasimy Amerykę z ich opowieścią o księżycu.
A tak już całkiem poważnie, jak taki harcerz ma rozwijać swoją pasję, jeśli my właściwie na wstępie karzemy mu wybrać. Jak on ma powiedzieć, jakie ma naturalne potrzeby?
A ja mówię, by w drużynie poznał specjalności, a potem, tak jak napisałeś, w klubie je rozwijał i dzięki temu, jak za rok znów przyjdzie miesiąc na kulturę, on, jako specjalista z tego zakresu pokaże innym, że to też można zrobić ciekawie.
Miałeś kiedyś zajęcia o polskiej kampanii wrześniowej, gdzie ktoś Ci opowiadał, jak to 2 żołnierzy znalazło w stodole stary samolot i na jego bazie stworzyło jednostkę lotniczą, a inni ukradli pociąg pancerny i przez 3 miesiące bronili się przed Niemcami? Ja miałem, 2 godziny zajęć z takimi ciekawostkami o kampanii z września 39, trochę o ciekawsze niż 50 raz czytanie o tym jak Niemcy, ze statku szkolnego bla, bla, bla.
Od lat ZHP na etykietkę infantylnej organizacji, gdzie harcerzyki biegają w mundurach itd.
Przy HSR zaraz wychodzi czerwone, a obronnych nawiedzeni w moro.
Pomyślmy może, co zrobić by za jakiś czas ludzie czuli swoisty respekt do tego, że ktoś jest harcerzem, bo wiadomo, że poradzi sobie w różnych sytuacjach i ma cechy, które powodują, że pracodawcy sami do niego przychodzą i proponują mu pracę. Może wtedy na pytanie, po co się go w drużynie uczy przetrwania w lesie nie odpowie, że po to by mógł przetrwać, jak go zrzucą w środek dżungli (autentyczna i poważna odpowiedz chłopaka z drużyny obronnej).
Stwierdzenia o stopniach to czysty populizm i przestań pędzić takie opowieści, bo ja nie mówię, że specjalność jest nie potrzebna, albo, że drużyny są nie potrzebne, tylko uważam, że drużyny specjalnościowe w takiej formie są nie potrzebne.