Vandrey pisze:A nie macie przypadkiem wrażenia, że wszelkie niedookreślenia w tych dokumentach mogą być celowe? Może chodzi o to, żeby faktycznie każdy mógł znaleźć tu miejsce. Bo z wypowiedzi g00rka na liście wynika, że WOSM nie jest aż tak zatwardziały w swoim stanowisku jak tu niektórzy próbują pokazać.
I co jeśli WOSM się nie przyczepi do słowa "bądź". Chyba, że się przyczepią bo ktoś im zwróci uwagę i będą musieli zareagować, mimo że zazwyczaj stosują zasadę "nie pytaj, nie mów" (nie mam pewności czy tak jest, doświadczenie mam żadne, ale wydaje mi się to logiczne)
I dyskusja raczej powinna się toczyć nie na temat wyższości samochodów niebieskich nad czerwonymi bo tu nigdy nie przekonamy się do swoich racji. Pytanie powinno brzmieć czy wychowawca ateista może dobrze prowadzić wychowanie metodą harcerską:
jeśli tak - nie czepiajmy się go ani obecnych zapisów. Zostawmy furtkę
jeśli nie i ma to robić na tyle źle, że wypaczy młodych ludzi to cóż. Do widzenia ateiści
I tu jeszcze raz przywołam tekst Piotra Łysonia z "Bratniego Słowa". Jak znajdę ten numer, to postaram się dać to w HRze.
Najgorsze, że sam nie wiem do którego '***eisty' się kwalifikuje bo nigdy mnie to do końca nie obchodziło. Jakbyśmy na zjeździe doszli do wniosku, że tych ateistów (lub innych ***istów) trzeba wyrzucić to bym prosił o uruchomienie jakiejś ankiety lub testu, żeby każdy drużynowy mógł stwierdzić czy oficjalnie może być w ZHP czy nie.
No to ci dodam, że jestem przypadkiem człowieka nawróconego z ateizmu na chrześcijaństwo dzięki harcerstwu właśnie.
Ale jakiś kierunek światopoglądowy mieć musimy. Nie chodzi o to, żeby od razu być przybudówką jakiegoś Kościoła, czy konkretnej religii. Swoisty synkretyzm religijny harcerstwa jest wartością pozytywną, bo uczy żyć obok siebie i współdziałać ludziom, których wiary często są sprzeczne. Nie jest sztuką dogadać się w gronie katolicko-protestanckim, ale dogadaj się w gronie islamsko-żydowsko-chrześcijańskim!
Czy w tym jest miejsce na ateizm? No cóż, moim zdaniem jest na agnostycyzm. Ale ateizm jako z definicji negatywny i patrzący z góry na wszelkie wiary sam się wyklucza. Podobnie jak satanizm kwestionujący podstawy moralne skautingu.
Tak czy inaczej wydaję mi się, że instruktor, który nie narzuca nikomu żadnych religii a pomaga i umożliwia jej poszukiwanie będzie dobrze realizował misję wychowania duchowego. Natomiast ten, który będzie na zbiórkach przekazywać, że w Boga wierzą idioci lub tylko idioci nie wierzą w jedynego Boga - moim zdaniem będzie to robił niewłaściwie niezależnie od tego w co i czy w ogóle wierzy.
Tyle, że IMHO jest to postulat nierealizowalny. Niektórzy się zrzymają, że co jakiś czas podkreślam swój protestantyzm, bo "kogo to obchodzi?". Rzecz w tym, że protestantyzm ukształtował moje myślenie i postępowanie na tyle, że ja nawet "dzień dobry" mówię protestancko
A serio, złapałem się kiedyś na tym, że obrzędowość moich drużyn, które prowadziłem była zawsze mało rozbudowana, za to obejmowała wszystkie aspekty życia drużyny. Mało form, dużo treści. To jest czysty protestantyzm. Podobnie jak moje podejście do Prawa Harcerskiego traktowanego jako postulat do realizacji, cel do osiągnięcia, a nie jako wymóg. To jest protestanckie (luterańskie) rozumienie etyki. Podobnie jak podejście kantowskie: "niebo wysokie nade mną, prawo moralne we mnie".
Poprzez takie zachowania kształtuję podejście do wielu spraw swoich harcerzy, którym przecież nie opowiadam o doktrynie luterańskiej. A mimo to, w wymiarze etyczno-mentalnym mimochodem robię z nich protestantów. Nie w warstwie doktrynalnej, ale w sposobie patrzenia na świat. Dlatego właśnie wolę uprzedzić: to jest myślenie, patrzenie protestanckie, katolik może (i najprawdopodobniej tak jest) patrzeć inaczej.
Osobny aspekt problemu, to kwestia wykonywania obowiązków swojej religii. Ja mam obowiązek żyć zgodnie z Ewangelią. Nie mam obowiązku cotygodniowego uczestnictwa we mszy. Jako instruktor powinienem zachęcać harcerzy-katolików do wypełniania obowiązków wynikających z ich religii. Ale czy mogę to robić, jeśli ich obowiązek nie jest moim obowiązkiem? W moim przekonaniu, niekoniecznie.
To są skutki zasady wychowania poprzez przykład. O ile w katolicyźmie sprawa jest dość jednoznaczna i łatwa do oceny, w protestantyźmie już tak prosto nie jest. Bo aby wykazać harcerzom, że wypełniam nakaz życia według Ewangelii musiałbym zrobić wykład na temat doktryny luterańskiej, a wtedy wszedłbym na pole, które jest zastrzeżone. Mało tego, podstawową zasadą etyki luterańskiej jest założenie, że choć mamy żyć zgodnie z Ewangelią, nikt zgodnie z nią nie żyje. No i teraz zamiast obozu harcerskiego mamy ewangelizację.
Efekt jest taki, że ja ze swoimi harcerzami tej kwestii nie poruszam. Chyba, że w luźnych, okazyjnych rozmowach i przy okazji świąt. W efekcie nawet katolicy uważają, że określone zachowanie, np. surowość form, jest normalna i przenoszą to do siebie, po czym widzą rozbudowane formy w KRK, co ich razi itd itp.
I bądź tu, człowieku mądry.
Teraz pytanie, jak w takiej roli znalazłby się wychowawca ateista. Ja będąc jeszcze ateistą i już drużynowym, zaplątałem się, bo wpadłem w nierozwiązywalny dylemat między obowiązkiem dawania przykładu a własnymi poglądami sprzecznymi z przykładem, jaki miałem dawać.